piątek, 5 sierpnia 2016

Korsykańskie gorące głowy - "Vendetta" (Balzac)


Dobra passa nie mogła trwać długo. Po uroczej love story w "Sakiewce" nadeszła pora na ponurą i złowrogą "Vendettę".

Tym razem do Paryża przybywa wraz z żoną i dziesięcioletnią córką Korsykańczyk Bartholomeo di Piombo. Z racji swej przynależności etnicznej jest to człek dumny, porywczy i pamiętliwy. Z ojczystej wyspy uszedł po wyrżnięciu całej rodziny Porta w zemście za to, że rodzina Porta z kolei wyrżnęła jego synów. Zrobił to zresztą z niesłychaną klasą – oszczędził tylko małego chłopca, którego przywiązał do łóżka, a następnie podpalił dom. Tak, tak, oto gorąca korsykańska krew – kiwa głową narrator. Na szczęście dla di Piomba Korsykańczykiem jest też Napoleon i dzięki jego łasce srogi mściciel może spokojnie osiąść w Paryżu.

Piętnaście lat poźniej Napoleon przegrywa pod Waterloo. Ginevra di Piombo, która uczy się malarstwa u słynnego Servina, jako córka znanego sympatyka cesarza musi znosić pewne nieprzyjemności – motywowane niby to poglądami politycznymi, ale też zwykłą zawiścią – ze strony innych uczennic. Zbiorowisko dziewcząt to – umówmy się – kłębowisko żmijek, intryg i grup wpływu. Ginevra mało jednak o to dba, ponieważ jest zakochana.

Jej wybranek Luigi posiada rozliczne zalety. Po pierwsze jest przystojny. Po drugie jest ranny. Po trzecie jest patriotą – żołnierzem wiernym Napoleonowi, teraz poszukiwanym przez władze. Po czwarte, ukrywa się w komórce u malarza Servina, gdzie Ginevra może go wygodnie podglądać. Po piąte wreszcie – jest, jak Ginevra, Korsykańczykiem. Idealny kandydat na męża, jednym słowem.

Luigi jako Młody Bóg podglądany w komórce (Źródło)
 Stary di Piombo na pierwszą wzmiankę o nim wpada w histerię, domagając się zaciekle, by córka nie opuszczała go dla jakiegoś, tfu, młodzianka. Sam jednak wychował Ginevrę tak, by była równie uparta i gwałtowna jak on. Dziewczyna zatem nie ustępuje, i to nawet kiedy na jaw wychodzi wielki grzech Luigiego, wina nie do zmazania i nie do przebaczenia.

Luigi jest mianowicie tamtym chłopcem, którego Bartholomeo di Piombo przywiązał do łóżka w płonącym domu. Jest potomkiem znienawidzonej rodziny Porta.
Wbrew woli despotycznego di Piomba Ginevra i Luigi biorą smutny ślub, pozbawiony splendoru, jaki daje udział szczęśliwej rodziny. Reszta opowiadania to rozdzierający serce opis coraz głębszego osuwania się w ubóstwa dwojga osamotnionych małżonków. Szczęście, że ich uczucie wytrzymuje tę próbę do samego końca – dzięki temu ślozy, które leje obficie czytelnik, są mimo wszystko pozbawione goryczy. Najbardziej bolesnym dramatem jest jednak rozłam między ojcem i córką. Straszliwy upór i krwiożercze zacietrzewienie Bartholomea di Piombo, który nie chce znać córki – jeszcze niedawno kochanej tak zaborczo – nieuchronnie prowadzi do tragedii. Owszem, historia miłości Luigiego i Ginevry jest wzruszająca, ale najciekawszym elementem "Vendetty", budzącym o wiele intensywniejsze emocje, jest starcie dwóch niesłychanie silnych (bo korsykańskich, mówi narrator) osobowości. Śmiało mogę powiedzieć, że ze wszystkich kobiet, którego do tej pory pojawiły się w "Komedii ludzkiej", Ginevra jest moją ulubioną: samodzielna i nieugięta, obdarzona gorącym sercem i do bólu konsekwentna. Niestety, jak mówi nam narrator, nieposłuszeństwo rodzicom i zerwanie więzi z bliskimi, pozbawienie się ich wsparcia – choćby nastąpiło z winy tychże bliskich, zaślepionych ponurą idée fixe – często kończy się smutno. 

Ale taki to już tragiczny naród, ci Korsykańczycy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz