Dobra passa
nie mogła trwać długo. Po uroczej love story w "Sakiewce" nadeszła pora na
ponurą i złowrogą "Vendettę".
Tym razem do
Paryża przybywa wraz z żoną i dziesięcioletnią córką Korsykańczyk Bartholomeo
di Piombo. Z racji swej przynależności etnicznej jest to człek dumny, porywczy
i pamiętliwy. Z ojczystej wyspy uszedł po wyrżnięciu całej rodziny Porta w
zemście za to, że rodzina Porta z kolei wyrżnęła jego synów. Zrobił to zresztą
z niesłychaną klasą – oszczędził tylko małego chłopca, którego przywiązał do
łóżka, a następnie podpalił dom. Tak, tak, oto gorąca korsykańska krew – kiwa
głową narrator. Na szczęście dla di Piomba Korsykańczykiem jest też Napoleon i
dzięki jego łasce srogi mściciel może spokojnie osiąść w Paryżu.
Piętnaście lat
poźniej Napoleon przegrywa pod Waterloo. Ginevra di Piombo, która uczy się
malarstwa u słynnego Servina, jako córka znanego sympatyka cesarza musi znosić
pewne nieprzyjemności – motywowane niby to poglądami politycznymi, ale też
zwykłą zawiścią – ze strony innych uczennic. Zbiorowisko dziewcząt to – umówmy
się – kłębowisko żmijek, intryg i grup wpływu. Ginevra mało jednak o to dba,
ponieważ jest zakochana.
Jej wybranek
Luigi posiada rozliczne zalety. Po pierwsze jest przystojny. Po drugie jest
ranny. Po trzecie jest patriotą – żołnierzem wiernym Napoleonowi, teraz
poszukiwanym przez władze. Po czwarte, ukrywa się w komórce u malarza Servina,
gdzie Ginevra może go wygodnie podglądać. Po piąte wreszcie – jest, jak
Ginevra, Korsykańczykiem. Idealny kandydat na męża, jednym słowem.
Stary di
Piombo na pierwszą wzmiankę o nim wpada w histerię, domagając się zaciekle, by
córka nie opuszczała go dla jakiegoś, tfu, młodzianka. Sam jednak wychował
Ginevrę tak, by była równie uparta i gwałtowna jak on. Dziewczyna zatem nie
ustępuje, i to nawet kiedy na jaw wychodzi wielki grzech Luigiego, wina nie do
zmazania i nie do przebaczenia.
Luigi jako Młody Bóg podglądany w komórce (Źródło) |
Luigi jest
mianowicie tamtym chłopcem, którego Bartholomeo di Piombo przywiązał do łóżka w
płonącym domu. Jest potomkiem znienawidzonej rodziny Porta.
Wbrew woli despotycznego di Piomba Ginevra i Luigi biorą smutny ślub,
pozbawiony splendoru, jaki daje udział szczęśliwej rodziny. Reszta opowiadania
to rozdzierający serce opis coraz głębszego osuwania się w ubóstwa dwojga
osamotnionych małżonków. Szczęście, że ich uczucie wytrzymuje tę próbę do
samego końca – dzięki temu ślozy, które leje obficie czytelnik, są mimo
wszystko pozbawione goryczy. Najbardziej bolesnym dramatem jest jednak rozłam
między ojcem i córką. Straszliwy upór i krwiożercze zacietrzewienie Bartholomea
di Piombo, który nie chce znać córki – jeszcze niedawno kochanej tak zaborczo –
nieuchronnie prowadzi do tragedii. Owszem, historia miłości Luigiego i Ginevry
jest wzruszająca, ale najciekawszym elementem "Vendetty", budzącym o wiele
intensywniejsze emocje, jest starcie dwóch niesłychanie silnych (bo
korsykańskich, mówi narrator) osobowości. Śmiało mogę powiedzieć, że ze
wszystkich kobiet, którego do tej pory pojawiły się w "Komedii ludzkiej",
Ginevra jest moją ulubioną: samodzielna i nieugięta, obdarzona gorącym sercem i
do bólu konsekwentna. Niestety, jak mówi nam narrator, nieposłuszeństwo
rodzicom i zerwanie więzi z bliskimi, pozbawienie się ich wsparcia – choćby
nastąpiło z winy tychże bliskich, zaślepionych ponurą idée fixe – często kończy się smutno.
Ale taki to już tragiczny
naród, ci Korsykańczycy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz