Któż w
dzieciństwie nie chciał być księżniczką, nosić piękne suknie, jeździć na
śnieżnobiałych konikach, jeść z porcelanowych talerzyków i drżeć o swoje życie
w sieci politycznych intryg, które grożą nasadzeniem żelaznej maski na twarz
i wypędzeniem na kresy królestwa? Odpowiedzią na to właśnie marzenie,
skryte w serduszku każdego z nas, była seria „Pamiętniki księżniczek” (czy – w
oryginale – „The Royal Diaries”).
Dawno, dawno
temu (u zarania XXI wieku), za górami, za lasami, za siedmioma morzami (w
Ameryce) wydał ją tamtejszy hegemon literatury dziecięco-młodzieżowej –
Scholastic. Seria oparta była na prostym pomyśle fikcyjnych pamiętników różnych
wysoko urodzonych dziewcząt z różnych epok historycznych, niektórych dobrze
znanych (jak Elżbieta I albo Katarzyna Wielka), innych nieco mniej, zwłaszcza w
naszym kręgu kulturowym (jak Nzinga z Ndongo). Wymóg młodego wieku bohaterek i
powściągliwość źródeł historycznych sprawiały, że autorzy musieli czasem trochę
nazmyślać, całość doprawić szczegółami na temat życia codziennego, a wydarzenia
historyczne wcisnąć do epilogu. Chociaż jednak w wielu fabułach jednym z
najważniejszych elementów był polityczny mariaż i spotkanie z przyszłym
małżonkiem, bohaterki rzadko są przedstawione jako bezwolne pionki w
dynastycznych grach. Izabela Kastylijska walczy o przetrwanie w obliczu intryg starszego brata i sama kombinuje, żeby poślubić
Ferdynanda Aragońskiego. Katarzyna Wielka walczy o przetrwanie na rosyjskim
dworze, wiedząc, że nie może liczyć na głupawego Piotra. Maria Antonina walczy
o przetrwanie na francuskim dworze, z wysiłkiem nawiązując przyjaźń z
Ludwikiem. Kazunomiya walczy o przetrwanie na japońskim dworze i o prawo do
samodzielnego wyboru ukochanego. Sissi... no dobrze, ona akurat wychodzi trochę
na bezwolnego pionka, bo książka opowiada głównie o jej zauroczeniu przystojnym
i szarmanckim Franciszkiem Józefem, który zechciał łaskawie na nią spojrzeć.
Ale i tam oprócz białych koników i porcelanowych talerzyków pojawiają się
mroczniejsze akcenty w postaci strasznej teściowej i zapowiedź rozczarowania
mężem, który nie jest tak idealny, jak się z początku zdawało.
Scholastic
wydał w sumie 20 tomów „The Royal Diaries”, z czego w Polsce nakładem
wydawnictwa „Świat Książki” ukazało się sześć: o Kleopatrze, Izabeli
Kastylijskiej, Marii Antoninie, Wiktorii, Anastazji i – co dziwne – Kaiulani,
księżniczce Hawajów z czasów, gdy ten piękny archipelag zagarnęli chciwi
Amerykanie, by zrobić z niego terytorium zależne (co nastąpiło pod koniec XIX
wieku). Mówię „co dziwne” nawet nie dlatego, że jest to tematyka dosyć odległa
dla polskich dzieciaczków (w końcu poszerzać horyzonty zawsze warto), tylko
dlatego, że książka o Kaiulani jest okrutnie nudna. Skłonność do teorii
spiskowych każe mi przypuszczać, że może właśnie z racji wypełniającej ją nudy
„Kaiulani” była tańsza do odkupienia od Scholastic i dlatego „Świat Książki”
wydał właśnie ją zamiast znakomitej „Elżbiety I”.
Jeśli to miały być przeprosiny dla Hawajczyków za zaanektowanie ich państwa, to wypadły miernie. |
Tu niestety
trzeba powiedzieć o wadach tej serii. Zdarza się – nawet dość często –
adaptacja treści do współczesnych wartości: oto Kleopatra boleje nad smutnym
losem niewolników, a najlepsza przyjaciółka Izabeli – tej samej Izabeli, która
wypędziła Żydów z Hiszpanii i popierała inkwizycję – pochodzi z rodziny conversos, czyli traktowanych bardzo podejrzliwie żydowskich konwertytów. Zdarzają się różne bzdurki: autorka „Eleonory
Akwitańskiej” wydaje się sądzić, że rycerze nosili zbroje turniejowe 24 godziny
na dobę (może mieli je nawet chirurgicznie przymocowane do ciała), opisuje
bowiem, jak to jeden z nich wybrał się na przechadzkę, wpadł do strumienia i
utopił się z powodu ciężkiego pancerza. Zdarzają się uproszczenia i
kontrowersyjne sądy: Katarzyna Wielka w epilogu przedstawiona jest jako
oświecona patronka kultury i filozofii, a o rozbiorach Polski nie napomyka się
nawet słóweczkiem. Zdarza się wreszcie powielanie w co najmniej połowie tomów stereotypu
zuchowatej księżniczki, co to od ręcznych robótek woli jazdę konną.
Jaki słodki piesio! Rozbiory? Jakie rozbiory? |
Ale są też
rzeczy po prostu wyborne – Maria Antonina zagubiona w dusznej atmosferze intryg
i etykiety, Elżbieta żebrząca miłości kapryśnego ojca, sprytna Kazunomiya
pisząca zaszyfrowane haiku.
Z dwudziestu tomów znam na razie jedenaście, choć mam nadzieję uzupełnić ten brak (między innymi o Nzingę z Ndongo), bo Scholastic ostatnio zaczął wydawać „The Royal Diaries” w formie e-booków. Już teraz jednak ośmielę się stwierdzić, że jest to seria naprawdę solidnie napisanych książek, w przystępny sposób przybliżających różne wydarzenia historyczne i nienachalnie podkreślających rolę, jaką odegrały w nich kobiety. Naprawdę wielka szkoda, że po polsku ukazało się ich zaledwie sześć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz