I znów starli
się tak straszliwie, że strach było słuchać o tej bitwie z powodu wielkiego
rozlewu krwi, a kolczugi mieli rozdarte, tak że ze wszystkich stron byli
obnażeni. Wreszcie Balan, młodszy brat, cofnął się nieco i legł na ziemi. Wtedy
rzekł Balin Dziki:
– Kim jesteś? Nigdy dotąd bowiem nie spotkałem
rycerza, który by mi dorównał.
– Nazywam się – odparł on – Balan, brat
dobrego rycerza Balina.
– Biada mi – rzekł Balin – że dożyłem tego
dnia. – I upadł, omdlały.
Wtedy Balan
podczołgał się do niego, podpierając się rękami, i zdjął hełm swojemu bratu, i
mógłby go nie poznać z twarzy, tak bowiem była poraniona i zakrwawiona; gdy jednak
tamten się ocknął, rzekł:
– Balanie, bracie, ty mnie zabiłeś, a ja
ciebie, i dlatego będą mówić o nas w całym wielkim świecie.
– Biada mi – rzekł Balan – że dożyłem tego
dnia, w którym przez nieszczęście cię nie rozpoznałem. Dostrzegłem przecież dwa
twoje miecze, ale z powodu nieznanej tarczy wziąłem cię za obcego rycerza.
– Biada – rzekł Balin – wszystko to wina
nieszczęsnego rycerza na zamku, on bowiem sprawił, że na zgubę nas obu
zostawiłem swoją tarczę.
Thomas Mallory, Le Morte d’Arthur, księga II (tłum.
OZM, na podstawie tej wersji)
Sir Balin
należy do mniej znanych rycerzy Okrągłego Stołu. Mnie do niedawna kojarzył się tylko z prologiem do historii Świętego Graala. Stąd też przytoczona w „Koronie śniegu i krwi” opowieść o
przeklętym mieczu Balina wzbudziła moją głęboką nieufność, posuniętą nawet do
podejrzeń, że Cherezińska całą legendę zmyśliła tak samo jak rodowód Jakuba
Świnki albo odwieczną tajną misję Illuminati-Zarębów. Szczególnie że
przytoczona opowieść przybiera formę... cóż, taką:
Gdy Artur król wraz z
dworem swym do uczty wnet zasiada
Drzwi nagle otworzyły
się i panna przed nim pada
Na złotych włosach
wianek z róż
Na jasnych licach łzy
A w ręku panny wielki
miecz i on przyczyną jest jej łez.
Królu! – dziewica łka
– ten miecz dała mi Pani z Avalon
A w ostrzu tym tkwi
straszny czar, a w broni tej tkwi wielka moc!
Czy wśród rycerzy
słynnych twych jest ten, co mnie uwolni?
Co siły swej użyje, by wyciągnąć klingę z pochwy?
Jak widać,
Cherezińska lubi zaskakiwać: kiedy już pogodzimy się z myślą, że czeka nas
poczciwa rymowanka w rytmie swojskiego patataja, zgodna z zasadami znamienitej
szkoły częstochowskiej, rymy nagle znikają całkowicie, a rytm zaczyna kuleć,
potykać się, krztusić, charczeć i ostatecznie całkiem idzie do piachu, by zaraz
niespodziewanie zmarwychwstać. Takie znikające rymy, spazmujące rytmy i inne
harce wyczyniają się przez całą pieśń o Balinie i przeklętym mieczu, która w
sumie zajmuje ładne trzy strony. Na szczęście jest dawkowana po trochu przez
całą książkę i chyba ma stanowić symboliczny komentarz do politycznej sytuacji
Polski w okresie rozbicia dzielnicowego, choć ja nie do końca dostrzegam jakąkolwiek
analogię.
Rysował Sir W. Russel Flint (Źródło) |
Mniejsza z
tym. Żeby nie poprzestać na pastwieniu się nad złą poezją epiczną, skupmy się
na losach sir Balina. Jego historię znaleźć można w dwóch najważniejszych
źródłach: „Suite de Merlin”, poczynionej około roku 1230 próby uporządkowania
opowieści o rycerzach króla Artura (już wtedy mieli w tym bałagan!), oraz w „Le
Morte d’Arthur” Thomasa Malory’ego, dziele dość późnym, bo z XV wieku. Pierwszego
niestety nie znam, pozostaje zatem Malory, u którego historia zaczyna się mniej
więcej tak, jak w balladzie Cherezińskiej: na dwór Artura przychodzi dzieweczka
z przypasanym mieczem, którego chce się pozbyć; różnica polega na tym, że nie
płacze i nie smarcze, i jasno mówi, że miecz wyciągnie tylko rycerz, który nie
ma na sumieniu żadnej zdrady ani niegodziwości. Takim rycerzem okazuje się biednie
ubrany Balin.
Ale nie u
Cherezińskiej, u której nie ma mowy o kwalifikacjach moralnych, lecz tylko o
sile. Dlatego właściwie nie wiadomo, czemu Balinowi udaje się to, na czym inni
polegli:
Zapasy trwały dzień i
noc i nikt dotąd nie wygrał
Dziewica łka, miecz w
pochwie tkwi, opuszcza mężów ikra
Aż z tylnych ław wstał
pan na schwał
-Nazywam się sir
Balin! Wyciągnę miecz,
uwolnię cię i pójdę
sobie dalej.
Król Artur skinął na
Balina: pokaż nam, co potrafisz!
A rycerz skoczył do
dziewicy i nim zdołała krzyknąć
Wyrwał miecz z pochwy
jedną ręką, drugą jej zerwał wianek
Zawirowały płatki róż,
brzęknęła stal zaklęta
Sir Balin w dłoni trzymał miecz, dziewica była nietknięta.
Warto dodać, że u Cherezińskiej cała sytuacja jest pretekstem do sztubackich
dowcipasów, bo miecz w pochwie, wiadomo, he he he. A tu jeszcze zerwanie
wianka, ho ho, to ci dopiero – chociaż nie wiadomo, skąd się wziął ten
erotyczny podtekst, u Malory’ego nieobecny, i czemu ma służyć, skoro do niczego
nie prowadzi. Chyba do tego, by podkreślić, że Balin to, excusez le mot, kutas, a nie żaden prawy rycerz, jak u Malory’ego.
Dzieweczka
żąda zwrotu miecza, ale Balinowi za bardzo się on spodobał, by go oddać, nawet
gdy zostaje ostrzeżony, że zabije nim ukochanego człowieka. To, co u Malory’ego
jest przestrogą, u Cherezińskiej staje się mściwym przekleństwem, które dziewica
wypowiada, gdy na chwilę przestanie łkać. W ten sposób miecz staje się
przeklęty, a nieszczęście, które ma sprowadzić, jest karą za chciwość Złego
Balina™. U Malory’ego sprawa jest bardziej skomplikowana, okazuje się bowiem,
że dzieweczka przyszła na dwór Artura, szukając rycerza, który zabiłby jej
brata za to, że on z kolei zabił jej kochanka. Miecz jest zatem od samego
początku pułapką, w którą wpada całkiem niewinny Balin.
Ledwie kończą
się figle z mieczem, do zamku przybywa Pani Jeziora i żąda głowy Balina albo
(to tylko u Malory’ego) głowy dzieweczki, bo obydwoje coś jej przeskrobali.
Artur nie godzi się na takie łamanie prawa gościnności, Pani Jeziora upiera
się, że jest jej coś winien za Excalibura, aż tu nagle:
Balin wstał, zamachnął
się i rzecz to niesłychana!
Pani z Jeziora głowę ściął mieczem już raz przeklętym!
Trochę to
nagłe i niespodziewane, prawda? U Malory’ego Balin ma przynajmniej
usprawiedliwienie: Pani Jeziora doprowadziła do śmierci jego matki, byłoby więc
dla niego hańbą, gdyby się nie zemścił. Tak czy inaczej, Balin opuszcza dwór
Artura w niesławie. Wkrótce potem zabija w pojedynku niejakiego Lanceora i tym
samym przyczynia się do samobójczej śmierci kochającej go damy. Tragedia idzie
więc jego śladem.
Chcąc odzyskać
królewską łaskę, wraz ze swoim bratem Balanem dzielnie walczy z wrogami Artura,
odznacza się wyjątkowym męstwem i staje się znany jako Rycerz z Dwoma Mieczami.
Dobra passa nie trwa jednak długo: rycerz, któremu Balin przysiągł zapewnić
bezpieczeństwo, ginie z rąk Garlona. Garlon jest niewidzialny i hasa sobie po
całej krainie, zabijając albo raniąc rycerzy wedle swego upodobania; trudno się
więc dziwić, że kiedy Balin natyka się na niego na uczcie u króla Pellama,
dochodzi do wniosku, że musi go zlikwidować, i to natychmiast, bo następna
okazja, gdy Garlon będzie widzialny, może się nie trafić. Po raz drugi zatem
Balin dopuszcza się zabójstwa podczas uczty. Po raz drugi zabija bezbronną (chwilowo)
osobę, a chociaż ma do tego powody, jego czyn pozostaje zbrodnią.
Taki
przynajmniej obraz Balina – raczej ofiary okoliczności niż degenerata – maluje Malory.
U Cherezińskiej nie ma mowy ani o samobójstwie kochanki Lanceora, ani o niewidzialnym
Garlonie, ani tym bardziej o dzielnym wojowaniu na rzecz Artura. Jest za to coś
takiego, co już nawet nie próbuje udawać, że się rymuje:
Sir Balin, rycerz
mroku, pan podstępnego miecza.
Gdziekolwiek swe
postawi kroki,
Tam śmierć i krew go
gna.
Nikt go ugościć nie
chce, nikt widzieć go nie pragnie.
Ponura sława ściga go,
łzy sierot i wdów płacz.
Co chyba należy interpretować
tak, że Balin zaczął mordować dla zabawy. Czyli w zasadzie przejął rolę
Garlona.
W progi pięknego zamku
wszedł, gdzie królem jest sam Pelles.
Nim minął dzień, już
przelał krew, jak chciało przeznaczenie.
-To brat mój był, choć
rycerz zły!
-zakrzyknął król gospodarz.
A Balin jak okrutny
cień przesunął się po schodach.
Zatem Balin „przesuwa się po
schodach”, uciekając przed wściekłym królem, i trafia do komnaty, w której przechowywany
jest święty Graal i inne święte relikwie. Czując na karku oddech Pellama (tak
nazywa się król w wersji Malory’ego), chwyta za krwawiącą włócznię, którą
żołnierz Longinus przebił ongiś bok Chrystusa, i zadaje królowi straszliwą
ranę, która nie zagoi się przez wiele lat, póki nie zjawi się Galahad. W jednej chwili zamek rozsypuje się
w gruzy.
Rysował Lancelot Speed. Jak się ma takie imię, to nie ma wyjścia - trzeba się zajmować legendami arturiańskimi. (Źródło) |
Balin właśnie dopuścił się
świętokradztwa. Wprawdzie nieświadomie i w samoobronie, ale znów popełnił
straszliwą zbrodnię. Rzecz, jasna, Zły Balin™ Cherezińskiej działa nieco
inaczej:
Nie uszanował Graala,
co lśnił tam w majestacie.
Bał zemsty się, więc
sięgnął broń wiszącą przy ornacie.
-Ach, zostaw to! –
zakrzyknął król. – To święte są insygnia!
Ta włócznia naznaczona
jest i nie przeżyjesz ty dnia!
Zaśmiał okrutny Balin
się i nie usłuchał króla.
Ramieniem zbrojnym w
włóczni sztych poranił jego uda.
Pomińmy ornat,
który znalazł się tam tylko dla rymu, oraz nazwanie świętej włóczni „naznaczoną”
i przestrogę króla „nie przeżyjesz ty dnia”, która jest gwałtem na poezji i
jednocześnie nie ma sensu, ponieważ Balin po swojej zbrodni żyje znacznie
dłużej niż dzień. Od razu widać różnicę między Malorym a Cherezińską. To już
nie jest popędliwe działanie w samoobronie, tylko zbrodnia popełniona na zimno,
z premedytacją i gromkim „muahaha”.
Po tej
nieszczęsnej przygodzie Balin u Malory’ego niechcący przyczynia się do tego, że
napotkany rycerz morduje zdradzającą go kochankę i sam popełnia samobójstwo.
Dobrze wiedzieć, że pech dalej prześladuje naszego Balina; kulminacja następuje
w momencie, gdy Balin trafia do krainy, której mieszkańcy zmuszają go do walki z
rycerzem broniącym wyspy. Rycerzem tym, jak się okazuje, jest jego brat Balan.
Rozpoznają się, gdy jest już za późno. Obaj umierają od ran i zostają pochowani
w jednym grobie.
Rysował W.H. Margetson (Źródło) |
Nawet w tym
ostatnim akcie wersja Cherezińskiej różni się od wersji Malory’ego. U tego
ostatniego Balin przed walką dostaje nową, większą tarczę od rycerza, który
udaje troskę o jego życie. Właśnie z powodu tarczy Balan nie poznaje brata. U
Cherezińskiej Balin sam odmawia zdradzenia swojej tożsamości, a rycerz broniący
wyspy staje się Czarnym Rycerzem na turnieju:
-Kim jesteś? –
zapytali go rycerze na turnieju
-Me imię niech okryje
mrok, jak tarcza na ramieniu.
-Czy stanąć chcesz do
walki tu, gdzie my toczymy boje?
Gdzie Czarny Rycerz trzeci dzień gubi ofiary swoje?
To prawda, Balin u Malory’ego
jest gwałtowny, dostaje nawet przydomek "Dziki", ale nigdy nie jest niegodziwy. To prawy i mężny rycerz, który
chce wiernie służyć królowi. Splot nieszczęśliwych okoliczności i kilka
niewłaściwych decyzji czynią z niego zabójcę i świętokradcę. Prześladuje go
pech; otaczający go ludzie giną z jego powodu, ale wbrew jego woli. Nawet gdy
chce komuś pomóc – jak na przykład ojcu, którego syn umiera od ran zadanych
przez niewidzialnego Garlana i tylko krwią tegoż Garlana może zostać
uzdrowiony, albo rycerzowi, który ze smutkiem wypatruje nieobecnej kochanki –
kończy się to nieszczęściem. Dla Balina nie ma ani właściwej drogi, nie ma
ucieczki przed fatum. Trudno uniknąć skojarzeń z grecką tragedią: zły los
przepowiedziany mu na początku historii spełnia się co do joty. Balin jest bez wątpienia jedną z najbardziej tragicznych postaci legend arturiańskich (a ma sporą konkurencję).
I po tym wszystkim Cherezińska dorabia mu gębę kreskówkowego łotra, który zrywa wianki, morduje
bez powodu, okrutnie się śmieje i przesuwa się po schodach. Gdzie tu
sprawiedliwość?
Tak to jest z legendą arturiańską - ilu autorów, tyle wersji. I chociaż wyznaję zasadę, że każdy ma prawo do własnego wariantu, to kusi mnie - och, jak strasznie mnie kusi - by dla Cherezińskiej zrobić wyjątek.
Ten rycerz zły pokazał kły,
Balin jest wielkim nikczemnikiem.
Niech jeszcze ktoś odpowie mi,
Po co o takim śpiewać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz