sobota, 2 lipca 2016

Klęska Kopciuszka – „Dom pod kotem z rakietką” Balzaca



Przyszła mi do głowy ostatnio szalona myśl, zresztą nie po raz pierwszy: przeczytać całą "Komedię ludzką" Balzaca. Wszystkie 93 części. Jeśli on dał radę napisać, to ja dam radę przeczytać.


 
Kojarzycie takie osoby, które trudnią się niszczeniem ludziom dzieciństwa? Wiecie, te osoby, które w kółko powtarzają, że „Piękna i Bestia” jest o syndromie sztokholmskim, a wszystkie baśnie o królu, który poślubia piękną dziewczynę z ludu, są złe, gdyż nierealistyczne, albowiem dwa miesiące po ślubie król znudziłby się niewykształconą żoną. No więc taką osobą jest Balzac, tyle że przy okazji jest świetnym pisarzem, a nie kiepskim psychologiem-dyletantem.

Kot z rakietką. Jaki jest, każdy widzi. (Źródło obrazka)


W „Domu pod kotem z rakietką” zderzają się dwa światy. Z jednej strony – tytułowy dom należący do najbardziej kupieckiego kupca wszech czasów, przestrzegającego starych, dobrych mieszczańskich tradycji, które już odchodzą w przeszłość. Z drugiej strony – pełen blichtru świat artystów i arystokratów. Augustine, piękna córka kupca, pod wpływem czytanych ukradkiem romansów trochę do takiego świata wzdycha, czując – niczym disneyowska księżniczka – że chciałaby czegoś więcej. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zjawia się genialny malarz Theodore de Sommerville, który po kryjomu maluje portret nieświadomej niczego Augustine i przedstawia go na wystawie, na której do jego arcydzieła cisną się tłumy. Przychodzi też Augustine i ze zdumieniem widzi własną podobiznę; na domiar złego sam Sommerville pochyla się nad jej uszkiem i szepcze: „Widzisz, co sprawiła moja miłość”. Trochę to straszne, jak na mój gust, ale Augustine się nie przestrasza, gdyż jej jedyną cechą na razie jest jej uroda i tęsknota za powieściową miłością. Zakochuje się w przystojnym malarzu i po pewnych perturbacjach nawet wychodzi za niego za mąż, choć zapobiegliwy kupiecki ojciec pilnuje, by zapewnić jej w intercyzie odrębność majątkową. Augustine i Sommerville żyją długo i szczęśliwie, jeżeli za „długo” uznamy „rok”. Nie można się przecież spodziewać happy endu po człowieku, który pisał z nogami w lodowatej wodzie, to oczywiste. Rzeczywistość przypuszcza brutalny atak na ckliwą baśń i wkrótce wychodzi na jaw, że prosta, nieuczona dziewczyna, jaką jest Augustine, wprawdzie obdarzona gorącym i szczerym sercem, ale pozbawiona daru błyskotliwej wymowy oraz kokieterii, nie jest w stanie utrzymać względów kapryśnego małżonka. Kapryśny małżonek coraz bardziej nią zatem pogardza, Augustine zaś ima się wszelkich sposobów, by jego miłość odzyskać. I kompletnie jej to nie wychodzi. Siedem lat później Augustine leży już w grobie, dwie dziurki w nosie i skończyło się.

Proste? Proste. Ale jak to jest napisane! Najlepsze w całej książce jest to, że Augustine – niewinna, prosta, bezradna, święta Augustine – nie jest wcale ckliwą do obrzydliwości, żebrzącą litości czytelnika mamałygą z marcypanem. Jest wiarygodną i ciekawą postacią, która rzeczywiście budzi współczucie. Wszystkie zresztą postaci w książce są zarysowane wyśmienicie. Balzac nie bawi się w dogłębne analizy psychologiczne, tylko z kilku kresek odmalowuje całego człowieka, takiego właśnie, jakim my widzimy innych ludzi na co dzień, podsumowując ich w kilku najbardziej widocznych cechach. Ponieważ była to moja pierwsza przygoda z Balzakiem, zwięzłość i intensywność opisów mnie, prawdę mówiąc, zaskoczyła. Chociaż tekstu nie jest dużo, to zawarty w nim ładunek ideologiczny jest całkiem spory.

I tak na przykład w tle historii nieszczęsnej Augustine mamy wątek jej brzydkiej siostry, która wychodzi za kupca niepałającego do niej szczególnym uczuciem. Jej mieszczańskie małżeństwo pozbawione jest wzlotów i upadków, a opiera się na wspólnej uczciwej pracy, wzajemnym szacunku, a wreszcie i przywiązaniu. Z drugiej strony jest postać księżnej – kochanki kapryśnego Sommerville’a, która radzi Augustine: mężczyznę trzeba trzymać pod pantoflem, inaczej wlezie kobiecie na głowę i nie da żyć. To okrutne zwierzę, jakim jest człowiek płci brzydkiej, należy jak najszybciej zdominować, nie okazywać mu miłości, uciekać, odrzucać i ranić, bo tylko w ten sposób kobieta zachowa sobie jego względy. Ale Augustine nie wybiera ani kupieckiego małżeństwa z rozsądku, ani wielkopańskich gierek – ma do zaoferowania tylko nieskrywaną, gorącą i szczerą miłość, która w tym świecie wartością wcale nie jest. Szczególnie w starciu z artystą: z artystą można romansować, ale nie można się z nim żenić, co potwierdza powszechnie znana prawda, że geniusze są w życiu prywatnym częstokroć nieznośni, zamęczając otoczenie własnymi mękami twórczymi i/lub megalomanią. Spytajcie tylko moją służbę.

Tylko nie myślcie sobie, że „Dom pod kotem z rakietką” to takie porady matrymonialne wujka Balzaca. Balzac nie moralizuje, lecz prowadzi niemal medyczną obserwację i notuje spostrzeżenia. A przy tym w czasach tyranii zasady „show, don’t tell”, która prowadzi nieraz do pisarstwa „serialowego” i dokładnych opisów parzenia herbaty, przypomina mistrzostwo zwięzłego, treściwego „telling”.

1 komentarz:

  1. Szlachetne zaiste przedsięwzięcie - sama się na nie porwałam jeszcze w czasach nastoletnich, kiedy zadano nam do przeczytania fragmenty "Ojca Goriot", a ja nienawidzę czytać książek po fragmentach... Potem odkryłam, że cała książka też jest tylko fragmentem i tak się zaczęło :) A po odkryciu, że biblioteka szkolna nie dysponuje kompletem, pracowicie pozbierałam pełne wydanie "Komedii ludzkiej" po antykwariatach i do dziś zajmuje dwie honorowe półki w salonie.
    To bardzo kształcące doświadczenie. Z "Cezara Birotteau" można się dowiedzieć, że to nie myśmy wynaleźli reklamę, z "Eugenii Grandet", że finanse to też nie nasz wynalazek. "Dziewczyna o złotych oczach" jest nie do pobicia jeżeli chodzi o shock value...
    Moja ulubiona część to "Kuzynka Bietka", stanowiąca absolutnie idealną mieszankę genialnej obserwacji, melodramatu i naiwnie sensacyjnej "intrygi", z udziałem postaci cudownie realistycznych i co najmniej jednej czystej i szlachetnej do absolutnej obrzydliwości. Do tego występuje Polak, będący pretekstem do bardzo ciekawych wniosków (i nie mający kropli polskiej krwi) i Brazylijczyk z innej planety posługujący się bronią biologiczną. Tylko niektóre fragmenty związane z prostytucją i "właściwym" doborem utrzymanek są trudne do przełknięcia dla dzisiejszego czytelnika, zwłaszcza w końcówce.

    OdpowiedzUsuń