czwartek, 20 października 2016

Zniewolenie umysłu i zanik umiejętności żucia - "Globalia", Jean-Christophe Rufin



Globalia jest rajem na ziemi. To świat, w którym nie ma konfliktów na tle narodowościowym – bo nie ma narodowości, lecz najwyżej ściśle określony zestaw dozwolonych kulturowych punktów odniesienia, które pozwalają postawić sobie w domu matrioszkę, jeśli miało się wśród przodków Rosjan.

Nie ma w Globalii ubóstwa, każdemu bowiem przysługuje minimalna płaca. Każdy ma absolutną wolność wyboru zajęcia i nikt nigdy nie jest zwalniany z pracy – najwyżej spotka go „przyspieszenie tempa rozwoju kariery”. Przyspieszenie tak gwałtowne, że kariera dobiega swojego końca w ciągu jednego dnia.

Nie ma w Globalii starych ludzi. Są tylko „ludzie wielkiej przyszłości”, dojrzali i stateczni, świadomi, że życie zaczyna się dopiero po setnych urodzinach i siódmej operacji plastycznej – a mimo to nie mogą nie patrzyć z zawiścią na przedstawicieli tego jednego promila społeczeństwa, którzy nie skończyli jeszcze trzydziestki.

Globalia jest idealną demokracją, gdzie wszystko jest rozstrzygane w drodze wyborów – na które nikt nie chodzi, bo gigantyczna machina światowego państwa napędza się sama. Obywatele zamiast tracić czas na politykę, wolą spędzić dzień w centrum handlowym albo przed ekranem reklamowym.

Życie w bezpiecznych strefach Globalii jest kolorowe i bezproblemowe, i tak miałkie, że aby całe społeczeństwo nie rozlazło się w szwach, decydenci (czyli szefowie wielkich koncernów) muszą od czasu do czasu stworzyć dlań nowego wroga – najczęściej jakąś grupę terrorystyczną – która postawi rozleniwionych ludzi do pionu i zjednoczy ich przy pomocy strachu.

A jest się czego bać, bowiem tuż za szklanymi kopułami Globalii rozciągają się postapokaliptyczne anty-strefy, gdzie ludzie żyją w biedzie, czcząc legendarnego przodka imieniem Frezer, który był kapłanem wielkiego boga Forda w świętym mieście Detroit. Globalia na zmianę ich bombarduje i zsyła im pomoc humanitarną, ale zwykli jej obywatele najczęściej mają bardzo mgliste pojęcie o ich istnieniu, bo świat w ogóle interesuje ich w niewielkim stopniu. Zajęci pobieżnym rozwijaniem coraz to nowych pasji i zakupywaniem niezbędnego sprzętu związanego z tymi pasjami, poprzestają na prostych przekazach medialnych, które utwierdzają ich w wierze, że żyją w najlepszym z możliwych światów.

http://www.actioncontrelafaim.org/
Autor „Globalii” angażował się swego czasu w działania humanitarne, był nawet przez pewien czas prezesem walczącej z głodem Action contre la faim. Bardzo dobrze widać te jego doświadczenia w tym, jak konstruuje świat przedstawiony "Globalii", podzielony grubą krechą na (anty)utopię i postapokalipsę. Świat sytości, kupionej za cenę konsumpcyjnej niewoli i wiecznej inwigilacji, graniczy ze światem skrajnego niedostatku – ale i romantycznej swobody, w którą można uciec.

„Globalia” nie jest bowiem antyutopią przygnębiającą jak „Rok 1984” albo „Nowy wspaniały świat”. Swoim bohaterom pozostawia furtkę eskapizmu w dzikie, nieskażone cywilizacją regiony. Brzmi to jednak z lekka fałszywie, bo i sami bohaterowie są w większości płascy i bierni, i bardzo bladzi w porównaniu ze światem, w którym się obracają. Aż szkoda mi strzępić na nich języka, niestety; jeśli ktoś zapadnie mi głębiej w pamięć, to raczej makiaweliczni antagoniści, którzy niemal do ostatniej strony sterują każdym ruchem bohaterów usiłujących wydostać się z zaklętego królestwa Globalii. Trudno, nie można mieć wszystkiego – a doprawdy niewdzięcznością byłoby narzekać w sytuacji, gdy Rufin naprawdę po mistrzowsku opisał dziesiątki mechanizmów i tendencji, ubarwiając je takimi szczegółami jak zanik umiejętności żucia (ze względu na starzenie się społeczeństwa przestawiono się na produkcję pokarmów płynnych i galaretkowatych) albo aktorki robiące sobie postarzające operacje plastyczne (bo młodość i naturalność są faszystowskie).

Dawno temu zdarzyło mi się natrafić na recenzję "Nowego wspaniałego świata", której autor bardzo się dziwił Huxleyowi, czemu tak krytycznie przedstawia wykreowaną przez siebie rzeczywistość. Bo jak to - każdy ma co jeść, każdy wykonuje pracę, która mu się podoba, bo został tak uwarunkowany, żeby ją lubić, każdy może wziąć udział w orgii, czegóż więcej chcieć? Mówiąc szczerze, recenzja przygnębiła mnie dalece bardziej niż cały "Nowy wspaniały świat". To uczucie powróciło przy lekturze książki Rufina.

Bo prawda jest taka, że już teraz żyjemy w Globalii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz