czwartek, 18 sierpnia 2016

Ludzie są podli, jeśli jeszcze tego nie wiecie - "Pani Firmiani" Balzaca



„Przedmowa do książki jest co sień do domu, z tą jednak różnicą, iż domowi być bez sieni trudno, a książka się bez przedmowy obejdzie”.

Ta cudownie cięta uwaga nie jest, niestety, moim dziełem. Napisał ją Ignacy Krasicki w przedmowie (tak, tak!) do "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków" autorstwa Ignacego Krasickiego. Cytuję to zdanie dlatego, że sporą część "Pani Firmiani" – opowiadania bądź co bądź krótszego niż poprzednie – nazwać by można właśnie przedmową. Lub, ewentualnie, "jednym z powodów, dla których mam co do „Pani Firmiani” mieszane uczucia". Balzac zaczyna opowiadanie dosyć rozwlekłym ostrzeżeniem, że aby docenić historię, którą opisał, trzeba znać słodko-cierpki smak nostalgii, tęsknoty za czymś utraconym i ukochanym. Jedyny problem jest taki, że fabuła jest, owszem, miejscami dosyć sentymentalna - ale w moim odczuciu trudno byłoby nazwać ją melancholijną.

Ja jestem panią Firmiani, a pani Firmiani mną - rzekł Balzac (Źródło obrazka)


Właściwe opowiadanie zaczyna się od opisania tytułowej bohaterki. Ale nie w sposób prosty czy prostacki, jak w jakichś "Małych kobietkach", z kolorem włosów i ulubionym hobby. Nie - Balzac stosuje bardzo ciekawy zabieg cytowania wypowiedzi różnych typów ludzi należących do francuskiej socjety. Bardzo różne są to wypowiedzi, sprzeczne, mniej i bardziej pochlebne, niektóre podszyte umiłowaniem skandalu i filisterskim świętym oburzeniem na tę tajemniczą kobietę, której męża nikt nigdy nie widział. Plotki, pogłoski, domysły – lecz nic o prawdziwym charakterze pani Firmiani.

Jedna z tych pogłosek trafia do uszu jowialnego pana de Bourbonne, który dowiaduje się, że Octave, jego siostrzeniec i spadkobierca stracił z powodu pani Firmiani cały odziedziczony po ojcu majątek. Postanawia zatem pojechać do Paryża i zbadać sprawę na miejscu. Bardzo sympatyczny z niego człowiek, zarazem bystry i dobroduszny, i nie wystarczają mu mętne domniemania Paryżan. Osobiście konfrontuje się z panią Firmiani, próbując dociec, czy ma przed sobą niewinną i szlachetną kobietę, czy też intrygantkę i uwodzicielkę.

A pani Firmiani odpowiada na wszystko wymijająco i odprawia go z kwitkiem, pozostając równie nieprzeniknioną co na początku. Bourbonne’owi pozostało tylko jedno: odwiedzić swojego siostrzeńca, który niemalże przymiera głodem jako korepetytor. Trochę dziwne, że wuj nie zajrzał do niego w pierwszej kolejności, ale wtedy nie mielibyśmy w opowiadaniu tej niemalże kryminalnej intrygi pod hasłem "kim jest pani Firmiani". Intrygi, która po jednej rozmowie Bourbonne’a z Octave’em całkowicie się rozwiązuje.

Następuje całkowite odwrócenie sytuacji. Owszem, młodzieniec zrujnował się z powodu pani Firmiani – ale fakt ten, w którym paryska socjeta dopatrywała się nieczystych knowań podstępnej kobiety, w rzeczywistości był aktem wielkiej szlachetności. Odziedziczony majątek został bowiem zdobyty w nieuczciwej sprawie sądowej, w której ojciec Octave’a był adwokatem. Zrzec się tego plugawego bogactwa na rzecz ubogich poszkodowanych – oto, do czego nakłoniła Octave’a pani Firmiani, która chciała, by mężczyzna przez nią kochany był człowiekiem prawym. Ledwie pan de Bourbonne poznaje całą prawdę, do mieszkania wchodzi pani Firmiani z wieścią, że wreszcie nastąpiło prawne uregulowanie jej sytuacji jako wdowy po zmarłym przed kilku laty panu Firmianim, co pozwoli jej objąć spadek po mężu i żyć długo i szczęśliwie z Octave’em.
 
Przyjemna to powiastka, prawie tak przyjemna jak "Sakiewka", z którą widać wiele punktów wspólnych, lecz powtórzę raz jeszcze: więcej niż zapowiadanej w przedmowie nostalgii jest w niej sentymentalizmu, żeby nie powiedzieć ckliwości. Brudne myśli paryskich plotkarzy są tak jaskrawo skontrastowane z anielską duszą pani Firmiani, że ta ostatnia nie ma tak naprawdę miejsca, by rozwinąć się jako postać. Mimo tylu sprzecznych opinii na jej temat, ona sama pozostaje zdumiewająco jednowymiarowa, służąc nieledwie za pretekst do hymnu na cześć kobiety, najznakomitszej i najczystszej cząstki ludzkości, niesłusznie plugawionej jadowitymi jęzorami zawistnych. I chociaż doceniam narracyjne zabiegi Balzaca, sympatyczną postać Bourbonne’a, a nawet kryształowo jasny przekaz moralny opowiadania – to jednak mam co do „Pani Firmiani” mieszane uczucia.

1 komentarz:

  1. Właśnie ze względu na pewne moralizatorstwo wolę dojrzały realizm (Pani Bovary, Buddenbrookowie, Saga rodu Forsytów, Anna Karenina i parę innych) gdzie bądź co bądź autorzy byli obiektywniejsi od Balzaka. U niego popieranie określonych postaci i pojawiające się czasami ferowanie wyroków nie boli (pewnie ze względu na kunszt pióra i wiele trafnych obserwacji), ale nie ukrywam, że książki, w których autor traktuje postacie z dystansem, ironią, są według mnie bardzo interesujące ;-)

    OdpowiedzUsuń