środa, 10 sierpnia 2016

Bułgar i Turek jak mikroflora i antybiotyk - "Mnich z Chilendaru", Dymitr Talew ("Chilendarskijat monach", tłum. Krystyna Migdalska)



Dominacja kultury anglosaskiej skłania mnie nieraz do refleksji: co ja wiem na przykład, powiedzmy, o literaturze bułgarskiej? Po czym ze wstydem przyznaję, że nic, i sięgam po takie przyzwoite, choć stronnicze dziełko jak "Mnich z Chilendaru", dokształcając się jednocześnie z historii Bułgarii.



Akcja osadzona jest w XVIII w. i opowiada o życiu mnicha Paisija, autora dziejów narodu bułgarskiego, księgi, która – jak informuje nota na skrzydełku – otworzyła epokę Odrodzenia Narodowego w Bułgarii. Mamy więc do czynienia z postacią historyczną, ale ponieważ pewnych informacji na jej temat jest bardzo mało, autor miał sporą swobodę w tworzeniu jego biografii. To znaczy, że wszystko zmyślił. Główny bohater zaczyna jako brat zamożnego kupca, mało zainteresowany handlem, za to żywiący gorącą nienawiść do tureckich okupantów, którzy pomiatają bułgarskimi poddanymi, oraz do Greków, którzy uważają Bułgarów za prymitywnych wieśniaków. Bułgarzy są na każdym kroku tłamszeni, ale nad represje materialne o wiele boleśniejsze jest upodlenie duchowe. Pozbawiony świadomości swojej historii lud sam upokarza się przed najeźdźcami, sam odziera się z dumy i z ochotą wypiera się swojej tożsamości, wyśmiewa bułgarskość i przywdziewa obce szatki.


Ogromnym plusem książki jest to, że główny bohater nie snuje tylko abstrakcyjnych patriotycznych ideałów. Wręcz przeciwnie, jego ukochanie bułgarszczyzny ma bardzo osobisty charakter, wypływa z miłości do przyrody rodzinnych stron, z serdecznej przyjaźni, jaka łączy go z biedniejszym rówieśnikiem, z miłości do dziewczyny, której ojca zabili Turcy, z rozpaczy po siostrze zgwałconej przez sejmenów, z fascynacji mnichem, który przez większość życia prowadził partyzancką walkę z turecką władzą – i z wielu różnych związków z konkretnymi, żywymi ludźmi. Zdarzają się wśród nich nawet co bardziej światli Grecy i Serbowie, którzy wbrew ogólnej tendencji nie szydzą z Bułgarów, ale szanują ich i cenią ich historię. (Nie ma jednak żadnego Turka, który przełamałby obraz odrażającego okupanta. Oni wszyscy są genetycznie nikczemni, gniotąc pod swym ciężkim buciorem nie tylko Bułgarów, ale też Greków i Serbów).
Godna uwagi jest też zmiana, jaka zachodzi w myśleniu głównego bohatera. Od gwałtowności i przemocy przechodzi on do walki przy pomocy słowa, postanawiając, że napisze wielkie dzieło, które uświadomiłoby Bułgarom ich wartość, wynikającą z historii. Taka droga wynika z chrześcijańskich wartości, którymi Paisij jako mnich w coraz większym stopniu się kieruje, tym bardziej, że chrześcijaństwo to kolejny element narodowej tożsamości, w opozycji do muzułmańskich Turków. Nie oznacza to automatycznie gloryfikacji prawosławia. Wręcz przeciwnie; jako że spora część książki dzieje się w klasztorach, mamy do czynienia z najróżniejszymi słabościami toczącymi zakonne wspólnoty, z uchylaniem się od klasztornych obowiązków, z łakomstwem i pijaństwem, tchórzostwem i gnuśnością. Właściwie jest to powtórzenie obrazu stłamszenia i przyduszenia do ziemi całego narodu bułgarskiego. Ojciec Paisij jednak nie jest żarliwym kaznodzieją, który potępiałby swych zepsutych braci. Zajęty jest bowiem zadaniem, w którym wypełnia swoje przeznaczenie: księgą, która przypomni Bułgarom czasy ich wielkości. 

Wiarygodny bohater, pozytywne przesłanie, ciekawe, choć tendencyjnie zarysowane tło - ale o tym, jak skomplikowaną sprawą jest historia, przypomina kontekst książki.

Powieść została wydana w latach 70. Niedługo później komunistyczne władze Bułgarii rozpoczęły przymusową bułgaryzację Turków zamieszkujących to państwo, powiązaną z represjami,w wyniku których ponad 300 tysięcy Turków opuściło Bułgarię. Jak to powiedział Kochanowski (i nie on pierwszy, i nie ostatni):

U Fortuny to snadnie,
Że kto stojąc upadnie;
A który był dopiero u niej pod nogami,
Patrzajże go po chwili, a on gardzi nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz