wtorek, 9 sierpnia 2016

I ty możesz zostać Kleopatrą - "Pamiętniki księżniczek" ("The Royal Diaries")



Któż w dzieciństwie nie chciał być księżniczką, nosić piękne suknie, jeździć na śnieżnobiałych konikach, jeść z porcelanowych talerzyków i drżeć o swoje życie w sieci politycznych intryg, które grożą nasadzeniem żelaznej maski na twarz i wypędzeniem na kresy królestwa? Odpowiedzią na to właśnie marzenie, skryte w serduszku każdego z nas, była seria „Pamiętniki księżniczek” (czy – w oryginale – „The Royal Diaries”).

Dawno, dawno temu (u zarania XXI wieku), za górami, za lasami, za siedmioma morzami (w Ameryce) wydał ją tamtejszy hegemon literatury dziecięco-młodzieżowej – Scholastic. Seria oparta była na prostym pomyśle fikcyjnych pamiętników różnych wysoko urodzonych dziewcząt z różnych epok historycznych, niektórych dobrze znanych (jak Elżbieta I albo Katarzyna Wielka), innych nieco mniej, zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym (jak Nzinga z Ndongo). Wymóg młodego wieku bohaterek i powściągliwość źródeł historycznych sprawiały, że autorzy musieli czasem trochę nazmyślać, całość doprawić szczegółami na temat życia codziennego, a wydarzenia historyczne wcisnąć do epilogu. Chociaż jednak w wielu fabułach jednym z najważniejszych elementów był polityczny mariaż i spotkanie z przyszłym małżonkiem, bohaterki rzadko są przedstawione jako bezwolne pionki w dynastycznych grach. Izabela Kastylijska walczy o przetrwanie w obliczu intryg starszego brata i sama kombinuje, żeby poślubić Ferdynanda Aragońskiego. Katarzyna Wielka walczy o przetrwanie na rosyjskim dworze, wiedząc, że nie może liczyć na głupawego Piotra. Maria Antonina walczy o przetrwanie na francuskim dworze, z wysiłkiem nawiązując przyjaźń z Ludwikiem. Kazunomiya walczy o przetrwanie na japońskim dworze i o prawo do samodzielnego wyboru ukochanego. Sissi... no dobrze, ona akurat wychodzi trochę na bezwolnego pionka, bo książka opowiada głównie o jej zauroczeniu przystojnym i szarmanckim Franciszkiem Józefem, który zechciał łaskawie na nią spojrzeć. Ale i tam oprócz białych koników i porcelanowych talerzyków pojawiają się mroczniejsze akcenty w postaci strasznej teściowej i zapowiedź rozczarowania mężem, który nie jest tak idealny, jak się z początku zdawało.

Scholastic wydał w sumie 20 tomów „The Royal Diaries”, z czego w Polsce nakładem wydawnictwa „Świat Książki” ukazało się sześć: o Kleopatrze, Izabeli Kastylijskiej, Marii Antoninie, Wiktorii, Anastazji i – co dziwne – Kaiulani, księżniczce Hawajów z czasów, gdy ten piękny archipelag zagarnęli chciwi Amerykanie, by zrobić z niego terytorium zależne (co nastąpiło pod koniec XIX wieku). Mówię „co dziwne” nawet nie dlatego, że jest to tematyka dosyć odległa dla polskich dzieciaczków (w końcu poszerzać horyzonty zawsze warto), tylko dlatego, że książka o Kaiulani jest okrutnie nudna. Skłonność do teorii spiskowych każe mi przypuszczać, że może właśnie z racji wypełniającej ją nudy „Kaiulani” była tańsza do odkupienia od Scholastic i dlatego „Świat Książki” wydał właśnie ją zamiast znakomitej „Elżbiety I”.


Jeśli to miały być przeprosiny dla Hawajczyków za zaanektowanie ich państwa, to wypadły miernie.


Tu niestety trzeba powiedzieć o wadach tej serii. Zdarza się – nawet dość często – adaptacja treści do współczesnych wartości: oto Kleopatra boleje nad smutnym losem niewolników, a najlepsza przyjaciółka Izabeli – tej samej Izabeli, która wypędziła Żydów z Hiszpanii i popierała inkwizycję – pochodzi z rodziny conversos, czyli traktowanych bardzo podejrzliwie żydowskich konwertytów. Zdarzają się różne bzdurki: autorka „Eleonory Akwitańskiej” wydaje się sądzić, że rycerze nosili zbroje turniejowe 24 godziny na dobę (może mieli je nawet chirurgicznie przymocowane do ciała), opisuje bowiem, jak to jeden z nich wybrał się na przechadzkę, wpadł do strumienia i utopił się z powodu ciężkiego pancerza. Zdarzają się uproszczenia i kontrowersyjne sądy: Katarzyna Wielka w epilogu przedstawiona jest jako oświecona patronka kultury i filozofii, a o rozbiorach Polski nie napomyka się nawet słóweczkiem. Zdarza się wreszcie powielanie w co najmniej połowie tomów stereotypu zuchowatej księżniczki, co to od ręcznych robótek woli jazdę konną. 

Jaki słodki piesio! Rozbiory? Jakie rozbiory?

Ale są też rzeczy po prostu wyborne – Maria Antonina zagubiona w dusznej atmosferze intryg i etykiety, Elżbieta żebrząca miłości kapryśnego ojca, sprytna Kazunomiya pisząca zaszyfrowane haiku.
 
Z dwudziestu tomów znam na razie jedenaście, choć mam nadzieję uzupełnić ten brak (między innymi o Nzingę z Ndongo), bo Scholastic ostatnio zaczął wydawać „The Royal Diaries” w formie e-booków. Już teraz jednak ośmielę się stwierdzić, że jest to seria naprawdę solidnie napisanych książek, w przystępny sposób przybliżających różne wydarzenia historyczne i nienachalnie podkreślających rolę, jaką odegrały w nich kobiety. Naprawdę wielka szkoda, że po polsku ukazało się ich zaledwie sześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz