środa, 3 sierpnia 2016

Bona znaczy "zła" - "Dwie królowe" (Józef Ignacy Kraszewski)

Źródłem wszelkiego zła była Bona.

Tak streścić można treść tej powieści pisarza dziś już nieco zapomnianego pomimo imponującej płodności (według Wikipedii napisał 232 powieści, w tym 88 historycznych. To więcej niż niejeden z moich pająków przeczyta w ciągu całego swojego życia). Dwie królowe wymienione w tytule to właśnie Bona oraz Elżbieta, żona Zygmunta Augusta. Pierwsza z nich jest to żądna władzy Włoszka, chciwa manipulatorka i intrygantka otoczona równie plugawymi jak ona sama poplecznikami. Są wśród nich nowobogacki i rozpustny biskup Gamrat, dziki Kmita, podstępna służka Maryna i Lismanin – franciszkanin ocierający się o herezję. Jeden Opaliński przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda na prawego szlachcica, jednak „dopiero wpatrzywszy się w zwodnicze te rysy, dostrzedz się w nich dawała skryta przebiegłość jakaś i udanie otwartości”. Przy pomocy całej tej odrażającej menażerii Bona trzęsie całym państwem. Zygmunt Stary, król dobry i wspaniały, nie ma już niestety sił, by powstrzymywać jej niecne zapędy. Aby utrzymać władzę po jego śmierci, Bona za wszelką cenę pragnie utrzymać w swoich szponach syna, Zygmunta Augusta, któremu psuje charakter, podsuwając mu zachwycającą kochankę Dżemmę.
 
To Ona.
W drugim narożniku do walki szykuje się niewinna, czysta Elżbieta, wnuczka Jagiellonów, wprost określana wielokrotnie jako męczennica, miłująca nade wszystko swojego męża, choć on z początku traktuje ją zimno i obojętnie, zbyt zajęty Dżemmą. Po stronie Elżbiety stoi nie tylko zacny stary król, ale i biskup Maciejowski, obdarzony szlachetną postawą i znakomitym gustem, a także inne znakomitości o prawych rysach i uczciwym spojrzeniu. Ci chcą dla dobra Rzeczpospolitej uczynić z Zygmunta Augusta dzielnego władcę z dobrą małżonką u boku – a w tym celu trzeba naturalnie pokonać smoka, to jest Bonę.

Jak widać, Kraszewski kreśli postaci dosyć grubą kreską, a poszczególne stronnictwa polityczne łączy z konkretnymi wartościami moralnymi (lub ich brakiem). Brzemię całego zła spoczywa na Bonie, do tego stopnia, że Zygmuntowi Augustowi nie ma się tak naprawdę za złe się ani niestałości w uczuciach (przed Dżemmą miał już niejedną kochankę, a i nią szybko się nudzi), ani ogólnej nieruchawości i obojętności na sprawy państwa. Cały niedostatek męstwa u niego jest przecież winą szatańskich machinacji Bony. Zostaje rozgrzeszony nawet ze swojego chłodnego stosunku do żony – w interpretacji Kraszewskiego Zygmunta Augusta bardzo szybko ujmuje doskonała dobroć i cierpliwość Elżbiety, lecz ukrywa on swoją czułość dla niej, by rozeźlona Bona nie wywarła na niej pomsty. I choć pod koniec powieści August nieco się ożywia i zaczyna działać więcej na własny rachunek, to przez większość książki panuje kuriozalna sytuacja, w której aż trzy kobiety (Bona, Dżemma i Elżbieta) walczą o względy dosyć ospałego młodzieńca.

Wśród tylu postaci nakreślonych z subtelnością godną najstarszych komiksów wyróżnia się Petrek Dudycz, pozbawiony gustu i urody dorobkiewicz, który pragnie poślubić Dżemmę – trochę safanduła, a trochę uparciuch, pojmujący intrygi dworskie tylko o tyle, o ile sam służy w nich za pionka. Niby mało ma sympatycznych cech, a jednak budzi raczej współczucie niż odrazę, i jest chyba najbardziej niejednoznaczną postacią w „Dwóch królowych”.
 
Mimo nieco naiwnych uproszczeń książka nie jest zła – akcja, choć niespieszna, toczy się płynnie, równym tempem zmierzając wzdłuż wytyczonego szlaku do samego końca. Zdarzają się dłużyzny i fragmenty, w których narrator powtarza coś, co już wcześniej powiedział, ale równoważy to barwność opisów. Nawet charakterystyki podłych sojuszników Bony bywają ujmujące – może właśnie dzięki swojej niczym nierozcieńczonej jaskrawości.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam już wszystkie twoje recenzje i bardzo mi się podobają. Zachęciłeś mnie do czytania Balzaka, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń