środa, 14 września 2016

W czym sir Lancelot jest podobny do polipa



To rysował Howard Pyle. (Źródło)
Teraz zaś trzeba mi wspomnieć o przyjaźni, jaka zawiązała się między sir Lancelotem a królową Ginewrą. Gdy bowiem on powrócił na dwór królewski, zostali tak dobrymi przyjaciółmi, że lepszych być by nie mogło.


 Wiem, że wiele gorszących rzeczy mówiono o tej przyjaźni, ale nie chcę wierzyć takim niegodziwym pogłoskom. Zawsze bowiem znajdą się tacy, którzy uwielbiają źle myśleć i mówić o innych. Choć jednak nie da się zaprzeczyć, że sir Lancelot nigdy nie służył innej damie niż pani Ginewrze, nikt nie rzekł prawdziwie, że inaczej na niego patrzyła niż jak na wielce drogiego przyjaciela. Sir Lancelot bowiem zawsze, aż po kres swoich dni, dawał swoje rycerskie słowo,  że pani Ginewra była szlachetną i zacną pod wszelkimi względami, stąd też ja wolę wierzyć jego rycerskiemu słowu i to co mówił, mieć za prawdę. Wszak czy u schyłku życia nie został pustelnikiem, a ona mniszką, i czy niezwykłe odejście króla Artura z tego świata nie rozdarło im serc? Stąd też ja wolę dobrze, a nie źle myśleć o tak szlachetnych duszach.


Choć jednak sir Lancelot pozostał na dworze króla, wciąż ponad wszystko kochał wielki świat i życie wypełnione przygodą.
Howard Pyle, "The Story of the Champions of the Round Table", tłum. OZM

Tak właśnie Howard Pyle z mieszaniną purytanizmu i dobroduszności niweczy płomienny, grzeszny romans, który do dziś rozpala wyobraźnię miłośników legend arturiańskich. Ale Pyle był bardzo zdolnym człowiekiem. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor „Wesołych przygód Robin Hooda”, dziełka rzeczywiście bardzo wesołego, z którego w tej chwili (ładnych parę lat od ostatniej lektury) pamiętam głównie zawody łucznicze i ciągłe jedzenie pasztetów. Oprócz tego Pyle był autorem wielu innych książek o rycerzach, piratach i innych dzielnych zuchach, oraz zdolnym ilustratorem (podobno to jemu zawdzięczamy stereotypowe wizję ubioru pirata, zatem jego wkład w przedszkolne bale przebierańców jest nieoceniony). Ja jednak za największe jego osiągnięcie uważam fakt, że w jednej ze swoich książek o rycerzach Okrągłego Stołu zdołał niemal całkowicie wyrugować wątek grzesznej miłości z biografii sir Tristana. Na drugim miejscu jest oczyszczenie Lancelota z zarzutu cudzołóstwa.

I to mimo że Lancelot najprawdopodobniej został jako postać stworzony głównie do cudzołóstwa czy też, jak kto woli, dwornej miłości. Miłości słodkiej i gorącej, ale jednak nieczystej, która odbiera Lancelotowi szansę na odnalezienie Graala i w ostateczności prowadzi do upadku królestwa Artura, kiedy wszyscy zaczynają się zabijać nawzajem. Zanim jednak to nastąpiło, Lancelot i inni rycerze mają całą masę przygód z odczarowywaniem niezliczonych zaklętych zamków, pokonywaniem rzesz czarnych rycerzy strzegących brodów, rąbaniem Sasów i olbrzymów, dopomaganiem setkom zasmuconych dam itd., itp. Świat legend arturiańskich to coś jak uniwersum komiksowych superbohaterów, tylko jeszcze bardziej, bo kolejne wersje, inspiracje i rebooty nawarstwiały się nie przez lat kilkadziesiąt, tylko kilkaset. Więc Pyle ma pełne prawo do swojej wersji, zresztą całkiem sympatycznej.

Ale u początków Lancelota był Chrétien de Troyes i romans „Rycerz z wózka”.

Naprawdę z wózka. (Źródło)
Dlaczego z wózka? Otóż ścigając łotra, który porwał królową, Lancelot w pewnym momencie traci konia i wsiada na wózek, co jest dla rycerza hańbą tak straszliwą, że również poszukujący królowej Gowen cofa się przed nią z pobladłą twarzą. Lancelot jednak jest gotów na to potworne upokorzenie – i nie jest to jedyne poświęcenie z jego strony. Kiedy podczas turnieju Ginewra chce poddać próbie jego miłość i każe mu walczyć najgorzej, jak się da, Lancelot z ochota spełnia to polecenie, mimo że naraża się w ten sposób na opinię tchórza i niedorajdy. Wszelkie rany, jakie odnosi dla królowej, wydają mu się słodkie i bezbolesne, choćby właśnie pokroił sobie palce do kości na mieczu pełniącym funkcję mostu nad przepaścią. Z miłości do Ginewry Lancelot zniesie wszystko i właśnie ta miłość – a nie jakieś jego osobiste przymioty – czynią go zdolnym do heroicznych czynów.
I w dodatku on sam niczego nie żąda w zamian za swoją wierność i oddanie. Nawet mu nie drgnie powieka, kiedy odnaleziona i uratowana Ginewra zamiast podziękować mu za pomoc zaczyna go rugać, że nie wsiadł na haniebny wózek od razu, tylko dwie sekundy się zawahał. Lancelot z pokorą uznaje swoją zbrodnię i nigdy już nie przedkłada swojego honoru nad poddańczą miłość.

Bo jest to miłość poddańcza. O jakiejkolwiek równości między kochankami nie może być mowy. Lancelot jest własnością królowej, własnością, z którą Ginewra może robić, co jej się żywnie podoba, raz okazując mu łaskawość, a raz surowość, aby wystawić go na próbę. On jest w nią tak zapatrzony, że właściwie traci własną tożsamość. Kiedy o niej myśli, nie widzi niczego, co się wokół niego dzieje, choćby właśnie pędził na niego rozwścieczony rycerz z nadstawioną kopią. Nie pamięta nawet własnego imienia – co tłumaczyłoby, dlaczego przez trzy tysiące wersów romansu (który ma tych wersów około siedmiu tysięcy) Lancelot pozostaje bezimienny. Pierwsza po imieniu nazywa go – jakżeby inaczej – królowa, tak jakby to ona mu to imię nadała, nadając mu jednocześnie tożsamość i sens życia.

Ciekawe jest zresztą to imię. Niektórzy badacze szukali związków między Lancelotem a celtyckim bogiem Lugiem albo herosem Llwchem, dla mnie jednak wyjątkowy powab ma teoria, która wywodzi jego imię ze starofrancuskiego „Ancel”, zdrobniale „Ancelot”, co z kolei pochodzi z łacińskiego „ancilla”, oznaczającego sługę. Bo tym właśnie jest Lancelot w pierwszym utworze, w którym jego imię zostało zapisane: sługą i niewolnikiem. Jeśli przy okazji jest też najlepszym rycerzem, to tylko dlatego, że wypełnia go miłość do królowej.

Dopiero w późniejszych tekstach Lancelot z polipa staje się bardziej samodzielną postacią, a jego miłość do Ginewry jest niedochowaniem wierności seniorowi (Arturowi) i przyczyną porażki przy poszukiwaniu Graala. Co ciekawe, sam Chrétien de Troyes najprawdopodobniej wcale nie cenił skrajnej pokory i poddańczości Lancelota. Romans „Rycerz z wózkiem” powstał na dworze – i najpewniej na polecenie, jeśli nie pod kierownictwem – Marii z Szampanii. I pozostał nieskończony. Wydaje mi się, że to, co Chrétien naprawdę sobie myślał o miłości dwornej i ideałach rycerskich – a przy okazji również o relacjach małżeńskich – napisał w całkiem innym romansie, „Rycerzu z lwem”. Ale to już inny temat.

2 komentarze:

  1. Wspaniały wpis! Przyznam, że mnie też legenda arturiańska interesuje, ale raczej dlatego, że ciekawią mnie Celtowie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Myślę, że w przyszłości będzie więcej wpisów o rycerzach. Polecam też tę stronę: http://d.lib.rochester.edu/camelot-project

      Usuń