Trudno w to
może uwierzyć, ale rycerze też mieli problem z tym, jak pogodzić życie osobiste
z zawodowym – czy, jak oni to ujmowali, miłość z rycerską chwałą. Jak tu być
jednocześnie czułym kochankiem, wiernym swej damie, i śmiałym wojownikiem, przemierzającym
kraj w poszukiwaniu przygód? Jak można poddać się miłości, a jednocześnie pozostać
męskim panem samego siebie? Niektórzy by powiedzieli, że się nie da, wskazując
klasyczne przykłady Herkulesa pokornie snującego przędzę pod okiem Omfale albo
Lancelota, który z radością przestałby oddychać, gdyby Ginewra miała taki kaprys. A jednak Chrétien de Troyes – ten sam, który napisał „Rycerza z wózka”
właśnie o niewolniczo oddanym królowej Lancelocie – w „Rycerzu z lwem” próbował
dowieść, że miłość i chwała wcale się nie wykluczają.
Rycerz z lwem. Lew jeszcze nie dorósł. (Źródło) |
Iwen – albo Yvain,
albo Owain, względnie Uwaine lub Iven, przez jakiś czas przemierzający kraj incognito jako rycerz z lwem – w
niektórych kwestiach jest właściwie dość podobny do Lancelota. Tak jak on rozpłomieniony
jest wielką miłością, która staje się dla niego sensem życia; co więcej, zakochuje
się w kobiecie, która wcześniej była już mężatką. Tak samo jak Lancelot zostaje
też (przynajmniej czasowo) oderwany od swojego obiektu uczuć i na jakiś czas
traci rozum, co w legendach arturiańskich objawia się przede wszystkim
bieganiem po lesie bez odzienia i z rozwianym włosem. Można nawet powiedzieć,
że Iwen tak samo jak Lancelot dokonuje świetnych czynów przede wszystkim z
miłości do ukochanej damy – tu jednak analogie zaczynają nieco szwankować.
Po pierwsze,
ukochana Iwena – Laudyna – jest jego własną małżonką, a nie niedostępną
połowicą seniora i króla. Po drugie zaś motywacją Iwena co najmniej równie
silną jak miłość jest ambicja rycerska, pragnienie przygód i chwały.
Po
początkowych zawirowaniach (obejmujących między innymi zabicie przez Iwena pierwszego
męża Laudyny, czym zrobił na niej raczej marne pierwsze wrażenie) bohater
osiąga szczęście małżeńskie. Po pewnym czasie jednak dopada go ten odwieczny rycerski
konflikt: miłość albo chwała. Iwen zaczyna się lękać, że zostanie uznany za chevalier recréant – czyli rycerza,
który w gruncie rzeczy rycerzem być przestaje, bo gnuśnieje w domu, zamiast
dokonywać świetnych czynów. Ta troska o reputację sprawia, że rychło ulega namowom
Gowena (jeśli wierzyć wersji Chrétiena de Troyes) lub samego króla Artura (jak
podaje wersja walijska o uroczym tytule Owain: Chwedl Iarlles y Ffynawn) i rusza na
przygodę, obiecując żonie, że wróci w ściśle określonym terminie.
A potem tę
przysięgę łamie, zostaje odtrącony przez Laudynę i na jakiś czas traci rozum.
Cała reszta jego historii to wysiłki zmierzające do odzyskania miłości żony. Co
ciekawe, wysiłki te oparte są na tym, co w pewnym sensie doprowadziło do
zerwania z ukochaną, a mianowicie na rycerskich czynach. Iwen przemierza kraj w
towarzystwie lwa, któremu pomógł w walce z wielkim wężem, i zabija olbrzymy,
broni uciśnionych, walczy po stronie niewinnych i zdobywa sobie tak wielką
sławę jako bezimienny Rycerz z Lwem, że kiedy w końcu jego tożsamość wychodzi
na jaw, Laudyna nie może nie przyjąć miłości rycerza, który tak znakomicie się
odznaczył.
W ten sposób –
powiada Chrétien de Troyes – rycerskie czyny wzbudzają miłość, a miłość pobudza
do rycerskich czynów. Te dwie wartości nie muszą być sprzeczne; wręcz
przeciwnie, mogą się wzajemnie uzupełniać, jeśli tylko zostanie zachowana
między nimi równowaga.
Trzeba jednak
pamiętać, że nie byłoby rycerza z lwem, gdyby nie lew. Z jednej strony
odzwierciedla on cnoty Iwena i stanowi dowód łaski zesłanej nań przez Boga.
Jest jednak czymś znacznie więcej niż wyciągniętym z bestiariuszem symbolem: to
bohater z krwi i kości, wierny towarzysz Iwena, równie wyrazisty co jego najlepszy
ludzki przyjaciel Gowen.
Znakomita
postacią w „Rycerzu z lwem” jest służka Laudyny, Lunette. Jak to służka, jest
śmielsza i sprytniejsza od swojej pani. Nie pomylę się chyba, jeśli powiem, że
wprawia w ruch osiemdziesiąt procent fabuły, najpierw gasząc skrupuły świeżo
owdowiałej Laudyny, by przekonać ją do Iwena, potem wymierzając rycerzowi karę
za złamanie przysięgi, a wreszcie doprowadzając do pogodzenia małżonków. Im
więcej myślę o bystrej i prężnej Lunette, tym większa ogarnia mnie frustracja w
związku z czytanymi właśnie „Mgłami Avalonu” Marion Bradley, bo „Mgły Avalonu”
niby mają koncentrować się na kobietach z legend arturiańskich, tylko że żadna
z nich w wydaniu Bradley nie ma w sobie tej iskry, którą ma opisana ponad 800
lat temu Lunette. Mało która z nich robi też tyle co ona, żeby popchnąć do
przodu fabułę.
Z lewej - Lunette właśnie powiedziała Iwenowi, że nie ma po co wracać do Laudyny. Na środku - Yvain rozdziera szaty. Z prawej - nagi Yvain biegnie do lasu. (Źródło) |
Nie mogę się
też nie zastanawiać, dlaczego Iwen jest współcześnie znany o wiele mniej niż na
przykład Gowen, nie mówiąc już o Lancelocie. W końcu ma lwa, a to powinno mu
dawać z automatu przepustkę do strefy dla arturiańskich VIP-ów.
Chciałoby się
oskarżać o niecne knowania jakąś lancelotiańską światową masonerię, ale
odpowiedź jest prawdopodobnie o wiele prostsza i brzmi: „Le Morte d’Arthur”. Thomas
Malory bowiem o Iwenie – czy też Owenie, bo w jego wersji takie nosi imię –
ledwie wspomina, za Malorym zaś idzie chyba większość późniejszych przeróbek, w
tym wspomniane wyżej „Mgły Avalonu”. Co więcej, przygoda Iwena nie miała
żadnego związku z poszukiwaniem Graala, na którym dużo wersji się koncentruje.
Choć więc nie można powiedzieć, by był całkiem zapomniany, Iwen przegrywa z
wieloma innymi rycerzami Okrągłego Stołu.
A szkoda.
Naprawdę szkoda.
Ja znam z dzieciństwa słowiańską wersję tej legendy...
OdpowiedzUsuńhttp://archiv.radio.cz/history/bruncvik.html (trochę krótsza wersja polska: http://czechywgdansku.blog.pl/2015/06/01/bruncvik-wazna-figura/)
Żadna z tych wersji nie wspomina o tym, co jest na czeskiej Wikipedii - 1. że Bruncvik wyruszył w podróż specjalnie po to, żeby pozyskać lepszy znak heraldyczny niż zyskany przez jego ojca orzeł. Stąd jego przyjaźń ze lwem (ale nigdzie nie jest wyjaśnione, skąd się u lwa wziął drugi ogon). Oraz 2. - że jest to przeróbka opowieści o Yvainie.
W każdym razie był to kiedyś mój ulubiony posąg na Moście Karola :)
Jaka świetna historia! To jest chyba to, co najbardziej lubię w baśniach i legendach, że różne motywy wędrują z miejsca na miejsce, łączą się ze sobą, zmieniają, nabierają lokalnego kolorytu itp. Tak jak w tej wersji - są tu nie tylko wątki z Yvaina (swoją drogą, żona Bruncvika była bardzo tolerancyjna, skoro pozwoliła mu wędrować aż siedem lat, Laudyna dała Yvainowi chyba tylko rok :P), ale też z Odysei, i jest motyw pierścienia w pucharze... Wielkie dzięki za link.
Usuń