wtorek, 8 listopada 2016

Męczeństwo po rumuńsku: "Las wisielców" – Liviu Rebreanu (tłum. Stanisław Bik)



Jak można przeczytać w każdym streszczeniu i recenzji „Lasu wisielców”, Rebreanu napisał tę książkę jako swego rodzaju hołd dla swojego brata, straconego przez władze austro-węgierskie na froncie rumuńskim w 1917 roku.

Wzorowany na tymże bracie Apostoł Bologa, z pochodzenia Rumun, oficer w armii austro-węgierskiej, służy wiernie swojemu państwu, walczy ofiarnie, zdobywa odznaczenia, nie kwestionuje sensu wojny, a nawet z poczuciem spełnienia patriotycznego obowiązku bierze udział w sądzie wojskowym i głosuje za powieszeniem dezertera, oficera Svobody (z pochodzenia Czecha). Kiedy jednak przychodzi od egzekucji, skazaniec nie sprawia wrażenia zdrajcy ojczyzny, który zasługuje na karę, lecz raczej męczennika – i to sprawia, że Bologa zaczyna się wahać.

Jak można przeczytać w każdym streszczeniu i recenzji „Lasu wisielców”, wahanie Bologi jeszcze się wzmaga, kiedy dostaje rozkaz przeniesienia na front rumuński. Uczucia patriotyczne względem państwa – Austro-Węgier – muszą przegrać z uczuciami względem współplemieńców po drugiej stronie granicy. Bologa szamocze się więc, hamletyzuje, popada w niełaskę u generała, zrywa zaręczyny z narzeczoną nazbyt łaskawą dla węgierskiego oficera, jednym słowem – stawia kolejne kroki na drodze, która zaprowadzi go w to samo miejsce, w które sam na początku książki popchnął oficera Svobodę. 

Grafika Goi z cyklu "Okropności wojny" (źródło)


To bardzo niespieszna książka, co jeszcze potęguje fakt, że właściwie od pierwszej strony (a nawet i wcześniej, od dedykacji dla straconego w 1917 roku brata) wiadomo, jak się skończy. Jeśli jednak Rebreanu był w czymś mistrzem, to w monologach wewnętrznych, w refleksyjnych opisach i w narracji przesyconej uczuciami bohater.

Jak można przeczytać w każdym streszczeniu i recenzji „Lasu wisielców”, jest to książka o patriotyzmie i rumuńskiej świadomości narodowej. Warto przy tym zauważyć, że Rebreanu wystrzega się potępiania Węgrów jako takich (Bologa nawet zakochuje się bez pamięci w węgierskiej chłopce Ilonie). Winna jest bezduszna machina Austro-Węgier, państwa, które niewoli liczne narody, zmuszając Rumunów, Czechów, Polaków, by stawali przeciwko swoim pobratymcom.

Jest jednak coś jeszcze, o czym streszczenia i recenzje „Lasu wisielców” wspominają znacznie rzadziej: wewnętrzna droga Bologi ma charakter wyraźnie religijny. Nie przypadkiem przecież on sam nosi imię Apostoł; nie przypadkiem jego egzekucja i egzekucja Svobody nabierają cech męczeństwa. Nie przypadkiem jedną z ważnych postaci w książce jest pop, który z początku sprawia wrażenie zahukanej ofermy, by w chwili ostatecznej przemienić się w prawdziwego duchowego pocieszyciela i wypowiedzieć następujące słowa: „Miły jest Panu ten, kto z własnej woli poświęca się dla plemienia ojców swoich i dla ich wiary na wieki wieków”. Nie przypadkiem miłość Bologi do Ilony zostaje przedstawiona jako przejaw przenikającej świat miłości Bożej – tej miłości „wypływającej z głębi ziemi”, która obejmuje Bologę w chwili śmierci. Patriotyzm i sprzeciw wobec obcej opresji nabierają tutaj wymiaru ogólnoludzkiego i moralnego, stając się wyrazem sprzeciwu wobec zła i miłości bliźniego.
 
A jednak na kilkanaście przeczytanych przeze mnie streszczeń i recenzji (głównie angielskich i francuskich) w żadnym nie było nawet wzmianki o tym, co mnie wydało się jednym z naczelnych tematów powieści. Nie wiem, na ile jest to wina złowrogiego Google’a, który podsunął mi te, a nie inne wyniki, a na ile tłumaczenia książki albo percepcji i światopoglądu czytelników; wydało mi się to wszakże zjawiskiem niemal równie ciekawym jak sam „Las wisielców”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz